Mam nieodparte wrażenie, że w ostatnich latach tatuaże stały się niezwykle modne. Coraz częściej widzę i słyszę o tym, że wielu celebrytów, influencerów czy youtubberów podejmuje decyzje o tym, aby zrobić sobie tatuaż. To samo na ulicy: gdzie tylko nie spojrzę, zawsze zobaczę na mieście jakąś osobę z tatuażem, co do niedawna nie było aż tak powszechne. Czy jednak rosnąca popularność tatuaży to dobry dla naszego zdrowia trend? W tym wpisie przejrzę badania z ostatnich lat na temat wykonywania tatuaży i postaram się odpowiedzieć na pytanie czy tatuaże są groźne dla zdrowia?
Osobiście nigdy nie byłam przekonana do pomysłu zrobienia sobie tatuażu. I to nie dlatego, że takie ozdoby mi się nie podobają – wręcz przeciwnie. Niektóre są naprawdę ładne. Ja mimo to jestem pewna, że nigdy dobrowolnie nie zrobię sobie tatuażu. I to też nie dlatego, że boję się igieł. Nie. Moja awersja wynika z zupełnie innych pobudek. Jakich? Zaraz Wam o tym opowiem, ale nim to zrobię chciałabym abyście najpierw zastanowili się nad pewną kwestią…
Tatuaż a mikroplastik
Być może słyszeliście o tym, że żyjemy w czasach, w których do naszych organizmów dostają się pewne ilości mikroplastiku. Najbardziej narażeni są ci, którzy regularnie piją wodę butelkowaną, kupują często jedzenie na wynos w plastikowych pojemnikach oraz korzystają w kuchni z naczyń i przyborów wykonanych z tworzyw sztucznych. Organizm człowieka nie jest przystosowany do radzenia sobie z mikroplastikiem. Większe cząsteczki wydalamy wraz z kałem, mniejsze krążą w naszym krwiobiegu. Jednakże naukowcy coraz częściej wskazują mikroplastik jako potencjalny czynnik ryzyka rozwoju chorób autoimmunologicznych. Nic dziwnego – plastik to substancja obca chemicznie dla naszego układu odpornościowego, który próbuje go zwalczać. Jednak nie jest to takie proste, bo przecież stale jesteśmy narażeni na absorbcję mikroplastiku ze środowiska. Czasami zdarza się więc tak, że organizm nie mogąc sobie poradzić, rozstraja się i zaczyna atakować sam siebie – czyli dochodzi do rozwoju choroby autoimmunologicznej.
Dobrze. To teraz zastanówcie się czym dla naszego organizmu jest tusz używany w salonach tatuażu… Jakieś pomysły? Bardzo dziwię się niektórym paniom, które tak dbają o to aby używać kosmetyków z dobrym, naturalnym składem, sprawdzają etykiety produktów, czytają składy żywności a na ręce mają… tatuaż. Tak na logikę: „chemia” w kosmetykach nie jest OK, „chemia” aplikowana na skórę nie jest OK, ale „chemia” wstrzykiwana pod naskórek, do skóry właściwej już jest super? Serio tak uważacie? Powiedzcie szczerze: czy każdy tatuażysta pokazuje skład tuszu przed wykonaniem tatuażu? Czy wiecie jaką substancję na własne życzenie wprowadzacie do organizmu?
Moja historia
OK. No to teraz opowiem Wam dlaczego ja nigdy nie zrobię sobie tatuażu. Biorąc pod uwagę powyższy akapit, pewnie się już domyślacie o co mi chodzi. Tak. Aplikowanie obcej chemicznie substancji bezpośrednio do warstwy skóry właściwej uważam za działanie szkodliwe dla zdrowia. W dalszej części tekstu omówię badania i przytoczę artykuły medyczne na ten temat. Jednakże zanim zgłębiłam temat i zanim przeczytałam te wszystkie wyniki badań, sama intuicyjnie czułam, że wstrzykiwanie tuszu do skóry brzmi jak szaleństwo i wiedziałam, że nie dam się na to namówić. Czasami tak jest, że organizm sam „przeczuwa” co może mu zaszkodzić. Jestem osobą, która miewa różne dziwne dolegliwości i dziś opowiem Wam o jednej z nich. Otóż prawdopodobnie jestem uczulona na… fioletowy barwnik! Wiem, to brzmi jak szaleństwo, ale nim tak pomyślicie, przeczytajcie moją historię.
Fiolet to jeden z moich ulubionych kolorów. Pewnego razu kupiłam więc kredkę do oczu o tej barwie. Użycie jej skończyło się fatalnie: ropa cieknąca z oczu, zapalenie spojówek, podpuchnięte powieki… Pomyślałam, że to niefortunny zbieg okoliczności i zwyczajnie nabawiłam się zapalenie spojówek z innych powodów więc po zaleczeniu oczu, ponownie użyłam tej kredki. Sytuacja się powtórzyła. Wiedziałam już na 100%, że winna jest ta kredka. Nie poddałam się jednak i po wyleczeniu zapalenia, kupiłam fioletową kredkę innej firmy i… dostałam zapalenia po raz trzeci! Spróbowałam jeszcze czwarty raz i znowu z inną firmą i efekt był taki sam. To mi jednak nie wystarczyło i drążyłam dalej. Pomyślałam tak: „szkodzą mi kredki z trzech różnych firm, tym razem spróbuję więc kupić kredkę od jednego z tych producentów, ale w czarnym kolorze”. Jak sądzicie: co się stało? Otóż… nic. Po kolei kupowałam czarne kredki do oczu z tych trzech firm i nic się nie stało. Wniosek? Nie uczula mnie konkretny kosmetyk, tylko fioletowy barwnik! Poprosiłam dwóch producentów o podanie mi składu – bo niestety na tych małych kredkach kupionych w drogerii składu nie uświadczysz – i po przeanalizowaniu go odkryłam, że różni się tylko barwnikiem. Zatem sam barwnik może uczulać.
Uczulenie na barwnik
Uczulenie na barwnik nie jest czymś zaskakującym. Nie wiem jak Wy, ale ja nieraz słyszałam/czytałam o uczuleniach na barwniki spożywcze. Mnie jednak uczulił barwnik dodany do kredki, którą maluje się powiekę! Sam barwnik, który znalazł się na skórze wywołał w moim układzie odpornościowym totalne szaleństwo. No jeszcze nigdy nie miałam takiego zapalenia i tak podpuchniętych oczu… Nawet nie chcę myśleć co by się stało, gdybym zrobiła sobie tatuaż w moim ulubionych fioletowym kolorze…
Medycyna o tatuażach – wyniki badań
No to teraz odpowiedź na pytanie czy tatuaże są bezpieczne dla zdrowia. Oto co mówią najnowsze wyniki badań. W artykule z 2015 r. pt. Tattoo complaints and complications: diagnosis and clinical spectrum opisano przypadki powikłań po wykonaniu tatuażu. Okazuje się, że najwięcej skutków ubocznych występuje u osób, które zdecydowały się na kolorowe tatuaże. Wśród działań niepożądanych wyróżniono głównie reakcje alergiczne i choroby skóry, ale także obrzęki limfatyczne i powiększenie węzłów chłonnych. Pigment, wprowadzony do skóry, częściowo „ucieka” przez limfę, osadzając się w węzłach chłonnych. Także pewne ilości nanocząsteczek pigmentu mogą dostać się do krwiobiegu i teoretycznie spowodować uszkodzenia dalszych części ciała. Udokumentowano też, że sporo barwników zanieczyszczonych jest metalami ciężkimi, oraz innymi substancjami działającymi mutagennie na organizm. Z artykułu wynika, że najbardziej niebezpieczne są kolorowe tatuaże – statystycznie najczęściej są zanieczyszczone i najczęściej występują po nich skutki uboczne.
Z kolei artykuł Chemical hazard of tattoo colorants z 2020 r. porusza ważną kwestię związaną z brakiem regulacji prawnych co do składu tuszu. Rzeczywiście jest to bulwersujące: tusze, które są preparatami wstrzykiwanymi do organizmu człowieka często nie spełniają wymagań farmaceutycznych! Co wiecej, nie bada się ich tak jak leków medycznych, które przecież także wprowadzane są do organizmu. Dokładna lista składników tuszu, jeśli w ogóle jest znana, zależy tylko od praktyki producenta! Oczywiście coraz więcej salonów tatuażu decyduje się na zamianę sztucznych, chemicznych barwników na te organiczne, jednak nawet w tym przypadku ani tatuażysta ani klient często nie znają dokładnego składu wstrzykiwanej do organizmu substancji.
Czy zatem tatuaże są bezpieczne? Jak widać nie do końca. Badania wykazują, że „mniejszym złem” są tatuaże w czarnym kolorze, ale trzeba być 100% pewnym, że nie są zanieczyszczone szkodliwymi substancjami. Oczywiście być może będziecie mieć szczęście i akurat Wasz układ odpornościowy nie zwariuje nawet po wstrzyknięciu kolorowego tuszu no ale – powiedzcie sami – po co ryzykować?
A Wy? Co o tym wszystkim sądzicie? Czy macie inne zdanie niż ja? A może chcecie podzielić się swoją historią związaną z tatuażami? Napiszcie o swoich doświadczeniach w komentarzu!
Bibliografia:
Bäumler W.: Chemical hazard of tattoo colorants. La Presse médicale, 2020, 49(4).
Serup J, Carlsen KH, Sepehri M.: Tattoo Complaints and Complications: Diagnosis and Clinical Spectrum. Current Problems in Dermatology, 2015, 48-60.